Powinienem
powiedzieć, że od spotkania z Wordem, ale było trochę inaczej.
Dwie pierwsze książki napisałem w PowerPoincie, ale na swoje
usprawiedliwienie dodam, że byłem wtedy w trzeciej klasie
podstawówki i nie potrzebowałem wiele wirtualnego miejsca do
pisania.
A
poważnie mówiąc, pierwsze kroki na dobre postawiłem w marcu 2011
roku, kiedy zacząłem pisać pierwszą książkę – Parabellum.
Jakiś czas wcześniej skończyłem trylogię Stiega Larssona i nijak
nie mogłem zapełnić czytelniczej pustki, która powstała po tych
powieściach. Próbowałem z różnymi książkami, w końcu
dochodząc do wniosku, że pora samemu zasiąść do pisania.
Chodziło mi to po głowie od kiedy zacząłem dziergać
książkopodobne twory w PowerPoincie, więc nie było trudno podjąć
decyzji. A że akurat naszła mnie ochota na coś historycznego,
padło na wrzesień 1939 roku.
2. Jak Pana rodzina
zareagowała, kiedy oznajmił Pan im, że chce zostać pisarzem?
Ze
wszech miar pozytywnie – choć ze zrozumiałym dystansem. Pamiętam,
że mój tata ocenił to jako ciekawą „przygodę intelektualną”
i przez jakiś czas trzymał się tej wersji. Właściwie pozostałe
reakcje były podobne, a kiedy skończyłem pisać i wydrukowałem
dwa pierwsze tomy Parabellum, zapanowało ogólne zdziwienie.
Oto faktycznie powstała książka! Pierwsze reakcje najbliższych na
zawsze zapadają pisarzowi w pamięć. I z każdym kolejnym rokiem
coraz milej się je wspomina.
3. Kto Pana inspiruje
do pisania?
Inspirują
mnie pomysły, które kłębią się w głowie i nie dają mi żyć.
Na początku swoje zrobił też Stephen King, bo czytałem i
słuchałem wszystkiego, co miał do powiedzenia na temat pisania.
5. Co skłoniło Pana
by zacząć biegać? Czy podczas biegania słucha Pan muzyki, czy
raczej przysłuchuje się dźwiękom natury?
4. Na swoim blogu
poruszył Pan temat polskiej literatury jaka obowiązuje w
dzisiejszej szkole. A czy Pan lubił je czytać? Jaką książkę
Pan najlepiej zapamiętał, a przez jaką nie przebrnął w ogóle?
Dobrze
wspominam Goethego, Camus, Gombrowicza i Żeromskiego. Nie
przebrnąłem przez wiele tytułów, jednak nie ze względu na
archaizmy – bo je akurat lubię (sporo wysiłku zresztą kosztowało
mojego pierwszego redaktora usuwanie ich z moich powieści). Problem
z doborem lektur polega na tym, że kluczem jest odgórnie ustalona,
zobiektywizowana wartość literacka, a nie atrakcyjność fabularna
czy nawet stylistyczna. Chłopi dostali w 1924 roku Nobla?
Trzeba czytać. Granica porusza ważkie problemy społeczne i
gospodarcze lat trzydziestych? Trzeba czytać. Pal licho, że uczniów
interesuje to tak, jak zeszłoroczny śnieg.
Przyświeca
temu oczywiście szlachetny cel, ale warto zadać sobie pytanie, czy
nie lepiej byłoby po prostu pokazać młodym ludziom, że czytanie
może być świetną odskocznią od szarej rzeczywistości i
inteligentną rozrywką? Wydaje mi się, że wszyscy wyszlibyśmy na
tym lepiej.
Zwykła
potrzeba ruchu. Zawsze prowadziłem aktywny tryb życia, czy to
grając w piłkę, tenisa, czy jeżdżąc na rowerze. Po wyjeździe
na studia do Warszawy początkowo musiałem rozeznać się w
powyższych tematach, a zanim to zrobiłem, wypuściłem się po raz
pierwszy na samotny bieg z muzyką. Nie od razu połknąłem bakcyla,
ale pewnie nie bez znaczenia był fakt, że mój tata jest
zaprawionym maratończykiem – nieraz wyciągał mnie na bieg. On
jednak zawsze biega bez muzyki, a ja nie wyjdę z domu, jeśli
rozładował mi się odtwarzacz. I chyba właśnie to stało się dla
mnie kluczem do częstszych treningów. Kiedyś po prostu włączałem
dobrą płytę i słuchałem, nie robiąc niczego innego – potem
stwierdziłem, że o wiele lepiej sprawdza się to podczas biegu.
6. Zwróciłam także
uwagę na zdjęcia z Tatr jakie umieścił Pan na swoim blogu.
Często wyrusza Pan w trasę odkrycia na nowo tych pięknych gór?
Posiada Pan jakieś specjalne miejsce do którego często lubi Pan
powracać?
W
sezonie wiosenno-letnio-jesiennym jeżdżę co miesiąc, w zimie
dotychczas się nie pojawiłem, choć nieraz mnie korciło. Uwielbiam
widok zaśnieżonych zboczy, choć chodzenie po śniegu już przy
drugim stopniu zagrożenia lawinowego powoduje u mnie pewien
dyskomfort. Pewnie po prostu trzeba się przyzwyczaić – w maju i
czerwcu zresztą śniegu na wierzchołkach nadal jest sporo.
Mam
kilka miejsc, które bardzo lubię – z niżej położonych, Czarny
Staw Gąsienicowy. Świetnie widać górujący nad nim masyw Orlej
Perci, postrzępione, surowe i złowrogie skały. Dużym sentymentem
darzę też Polski Grzebień na Słowacji, ale prawdę mówiąc,
gdzie się nie pójdzie w Tatrach Wysokich, jest cudownie.
7. Kasacja to Pana
najnowsza książka i powiem szczerzę nie spodziewałam się, że
aż tak przypadnie mi do gustu, a najbardziej postać Chyłki. Już
wiem, że to postać, która sama się zrodziła w Pańskiej głowie,
ale zastanawia mnie inna kwestia. Dlaczego temat prawniczy? Skąd
wziął się pomysł by akurat stworzyć taką książkę?
Trudno
powiedzieć. Pewnego dnia po prostu pomyślałem, że ciekawie
byłoby, gdyby jakiś adwokat musiał bronić oskarżonego o
morderstwo klienta, który ani nie przyznaje się do winy, ani nie
twierdzi, że jest niewinny. Takie pomysły wpadają i wypadają mi z
głowy, czasem je zapisuję, czasem zachowuję w głowie na później,
a czasem – jeśli akurat nic nie piszę ani nie redaguję – po
prostu siadam do pisania.
8. W dzieciństwie był
Pan aniołkiem, czy raczej diabełkiem? Jakie szczególne wydarzenie
pamięta Pan do dziś?
Początkowo
podobno aniołkiem, potem raczej diabełkiem. Nastoletni bunt moi
rodzice wspominają bez rozrzewnienia, ale dla mnie był to ciekawy i
potrzebny epizod. Chyba każdy nastolatek powinien w końcu dopuścić
się jakiejś rewolty. Oprotestować ogólny porządek, stanąć w
opozycji do ogółu, i próbować wszystkiego tego, co wydaje mu się
ciekawe. Pewnie nie będę tak mówił, kiedy przyjdzie wychowywać
swoje dziecko – ale w tej chwili wydaje mi się to całkiem
sensowne.
9. Co sądzi Pan o
stwierdzeniu, że młodzież czyta coraz mniej książek? Czy zgadza
się Pan z tym stwierdzeniem?
E.
L. James pewnie by się nie zgodziła, ale to nieprzesadnie dobry
przykład. Weźmy więc Suzanne Collins – ona również mogłaby
poświadczyć swoim stanem konta, że poziom czytelnictwa wśród
młodych ludzi jest dość wysoki. John Green, J.K. Rowling czy
Veronica Roth również. Wydaje mi się więc, że ogólna tendencja
jest pozytywna – a co ważniejsze, rozwojowa. Po jakimś czasie
wielu z Johna Greena przesiądzie się na Bukowskiego czy Kerouaca.
Każdy, kto zżyma się z powodu rzekomo mniej ambitnego doboru
lektur, powinien mieć to na względzie.
10. Jakie jest Pana
największe marzenie? Czy się już spełniło?
Mieć
swoją półkę w księgarni – ale nie spełniło się, bo
rozrzucają mnie po regałach. Jedna książka stoi na fantastyce,
druga na kryminale, trzecia na sensacji, a czwarta na literaturze
polskiej!
Ale
poważnie mówiąc, marzy mi się to, co chyba każdemu innemu
polskiemu autorowi – żeby jego książki zostały przetłumaczone
na inne języki i wywołały boom na polską literaturę.
Stieg Larsson rozpętał szaleństwo na punkcie Skandynawii, może
komuś z nas uda się zrobić to samo tutaj?
Bardzo fajny i ciekawy wywiad, Madziu :) Podobają mi się Twoje pytania, a Remigiusz jak zwykle odpowiada na wszystko miło i z humorem :D
OdpowiedzUsuńCiekawe pytania i odpowiedzi. Marzenie również intrygujące. I właśnie przyszła mi do głowy pewna refleksja, że o wiele łatwiej byłoby posegregować w księgarniach książki rodzajem literatury polska/zagraniczna i alfabetycznie, albo... Od razu alfabetycznie, bez rozgałęzienia. Bo tak jak autor napisał, jego książki są rozsiane po różnych regałach. A nie wszystkie pozycje da się jasno zaszufladkować.
OdpowiedzUsuń