Wbrew sobie



Adam i Ewelina Rajscy są szczęśliwym małżeństwem od prawie dwunastu lat. Żyli od zawsze jak pączek w maśle, przepiękny apartament, własna pokojówka, drogie wyjazdy za granicę. Jedyną przeszkodą do pełnego szczęścia był brak dziecka. Liczne starania, in vitro, przeróżne badania, jednak upragnione dziecko wciąż się nie pojawiało. Przez jedenaście lat oboje zaczęli tracić nadzieje. Nie było widać światełka w tunelu, aż tu nagle po wielu latach starania w końcu się udało. Teraz mieli zacząć nowe życie, powrócił jego sens, radość i szczęście. Jednak ich euforia nie trwała długo. W dwudziestym drugim tygodniu ciąży na rodzinę Rajskich spada najgorsza wiadomość. Ich mały chłopczyk, upragnione dziecko, zmarło. Ich nadzieja na szczęście pęka, jak bańka mydlana, bezpowrotnie.

Ten wyrok załamał ich doszczętnie. Ewelina popadła w wir pracy, a w domu nie robiła kompletnie nic. Była tak załamana, tak zrozpaczona, że czasami Adam obchodził się z nią jak z lalką: mył ją, ubierał. Myślał, że jak powróci do pracy wszystko się zmieni, jednak jego nadzieje na lepsze były przedwczesne. Po roku starań o lepsze dni ogarniało go zmęczenie i zniechęcenie. Coraz częściej miał ochotę się poddać, zostawić to wszystko w cholerę. Pewnego dnia wstać, spakować walizki i wyjść. Ewelina już nie była taka jak kiedyś, jest skupiona na sobie i własnych przejściach, nie dostrzega problemów innych ludzi, liczy się tylko ona i jej sprawy. Zraża do siebie własnego męża, egoistycznie manipuluje bliskimi. I po co to wszystko? Czy Ewelina tak zaślepiona utratą dziecka może stracić swojego męża? A może w końcu dojrzy to co robi? Nie dowiecie się jeżeli nie przeczytacie.

Utrata dziecka, jeszcze tego upragnionego, wyczekiwanego, wytęsknionego jest najgorszym ciosem dla partnerów. Każdy z nich nie wie jak ma się zachować, zaczynają się od siebie oddalać, by w końcu zobaczyć, że ich małżeństwo było jedną wielką pomyłką. Ale czy, aby na pewno? 

Bardzo irytowała mnie postać Eweliny, jej zachowanie, patrzenie tylko na swój czubek nosa. Nic praktycznie nie zauważała, jak mąż się starał, jak ją wspierał, pomagał. Nie dostrzegała tego, że jej starsza siostra ma gigantyczne problemy w domu, jak się stara by wszystko jakoś funkcjonowało. Zauważała jedynie brak zrozumienia, nie może zapomnieć i żyć dalej. Jest strasznie zawzięta, nie dopuszcza do siebie pomocy od innych. Jest tak strasznie zaślepiona swoim bólem, że nie dostrzega jak jej własny mąż cierpi. Zachowywała się jak istny bachor, który tupie nóżkami, bo nie dostał upragnionej zabawki. 

Czasami miałam ochotę nią mocno potrząsnąć, bo jej zachowanie przechodziło ludzkie pojęcie. Może, gdyby raz zamieniła się rolami z własną siostrą zaczęłaby dostrzegać to co ma? Przestała by być taką rozpieszczoną i zapatrzoną w sobie paniusią, że to jej przytrafiła się największa krzywda, a nikt dookoła nie jest w stanie zrozumieć jak cierpi. Bardzo było mi szkoda Adama. Tak się starał, wspierał ją, pomagał, pocieszał, mimo tego, że sam cierpiał zajmował się jak najlepiej swoją żoną. Tylko po co? Po to, żeby usłyszeć od własnej żony, że chce rozwodu? 

,,Wbrew sobie" to bardzo życiowa książka. Opowiadająca o wewnętrznej walce z emocjami, o stracie, nieszczęściu jakie spotyka pary dotknięte niepłodnością, o podejmowaniu trudnych decyzji, zrozumieniu i przebaczeniu, a także o miłości. Autorka doskonale oddała wszystkie emocje jakie pojawiają się w książce. Starannie i dokładnie opisała zmagania bohaterów z przeciwnościami losów. Zagłębiając się w treść przeżywałam razem z małżonkami ich wzloty, a także upadki. Poznawałam ich emocje, starania, złości, pretensje. 

Dzięki dobrze wykreowanym bohaterom, miałam okazję zobaczyć, jak powoli rozpada się więź między małżonkami, jak depresja pochłania naszą bohaterkę, jak powoli oddala się od wszystkich zagłębiając się w swoim świecie bólu i cierpienia. Książka jest przesycona, dopieszczona do ostatniej kropki, że czytelnik nie jest w stanie oderwać się od niej. Pochłonęła mnie do reszty, wzruszyła, zezłościła, doprowadziła do szału tylko po to by uzmysłowić mi, że każdego z nas może dopaść taki scenariusz. 

Podsumowując ,,Wbrew sobie" jest książką bardzo piękną, dopieszczoną, niezwykłą powieścią z jaką dotychczas się spotkałam. Autorka pokazała nam prawdziwy świat, że nie wszystko dzieje się przypadkowo, że warto być szczerym w związku i pomimo przeciwnościom losu zawsze jest jakieś światełko w tunelu, tylko trzeba to dostrzec. Autorka ciągle rzuca naszym bohaterom kłody pod nogi, sprawdza ich wytrzymałość psychiczną, by uzmysłowić im co jest najważniejsze w życiu. Lawiruje między wydarzeniami tak sprawnie, że czytelnik zaczyna żyć, życiem bohaterów. To była dla mnie niezapomniana podróż. Gorąco polecam.

Tytuł: Wbrew sobie
Autor: Katarzyna Kołczewska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 760
Ocena: 6/6

Komentarze

  1. Tyle już dobrych opinie o niej słyszałam że muszę ją przeczytać!
    http://ksiazkomiloscimoja.blogspot.com/?m=0

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowicie mnie ciekawi ta książka muszę przeczytać. Ostatnio ciągle spotykam pozytywne jej opinie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że was tak samo pochłonie jak mnie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię serię Kobiety to czytają. Ta książka również zapowiada się intrygująco.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz