1. Skąd pomysł na napisanie własnej powieści? Jak to się stało, że tak nagle zrodził się w twojej głowie?
Najpierw miało być opowiadanie na konkurs. Już je kończyłam pisać, gdy pewnej bezsennej nocy pojawiła mi się w myślach postać seryjnego zabójcy. Dziwnego, tajemniczego, zostawiającego przy zwłokach ofiar list. Nazwałam go Sprzedawcą Snów. Zobaczyłam w myślach jego ofiary i policjantów, i już wiedziałam, że temat jest za długi na opowiadanie. Wtedy zrodził się nieśmiały pomysł, żeby napisać powieść.
2. Z jakim bohaterem najbardziej się utożsamiłaś? Która postać posiada twoje cechy charakteru?
Najbardziej
do mnie podobna i najbardziej mi bliska jest Petra. Dałam jej dużo
z siebie, bo ja również nie lubię się poddawać, a wszelkie
groźby wywołują u mnie reakcję odwrotną do zamierzonej. Dostała
też moje pokrętne poczucie humoru. Zenę z kolei obdarzyłam moim
talentem krawieckim, żeby także miała coś ze mnie i nie czuła
się odrzucona.
3. Czytając książkę miałam wrażenie, że to co opisałaś naprawdę przeżyłaś. Jakbyś siedziała w epicentrum wydarzeń i obserwowała wszystko w skupieniu z notesem w dłoni. Jak to jest, że twoja powieść ożyła w podświadomości czytelnika?
Myślę,
że to zasługa wyobraźni. Każdą scenę widzę wyraźnie w
myślach, potem zostaje tylko ubrać obraz w słowa. Staram się
pokazać czytelnikowi ten obraz, a nie jedynie go opisać. Mam
nadzieję, że przynajmniej w części się to udało.
4. Wspominałaś, że książka miała opowiadać tylko o Marcinie i Zenie, jednak nieproszeni goście wdarli się do twojej powieści. Jak się z tym czułaś, gdy wciąż wchodzili do twojego świata z butami?
Jak wspomniałam na początku, rzeczywiście miało być opowiadanie. W trakcie pisania odwiedził mnie Sprzedawca Snów, a wraz z nimi przyszli Petra i Konrad. Potem dołączyli pozostali, a ja byłam bezradna. Oba wątki wymieszały się w myślach i nie umiałam ich rozdzielić. Trochę mnie deprymowało, że to bohaterowie przejęli władzę. Musiałam ciągle korygować plan, żeby uwzględnić ich wyskoki.
5. Sama masz styczność z gliniarzem, który żyje z tobą pod jednym dachem. Jak to jest być żoną gliniarza z twojego punktu widzenia?
Jeżeli kobieta poślubia policjanta z pełną świadomością tego, że nie zawsze będzie on panem swojego czasu, jeżeli potrafi obdarzyć go pełnym zaufaniem, to myślę, że takie małżeństwo niewiele się różni od małżeństwa z listonoszem czy księgowym. Nigdy nie miałam z tym problemu. Wiedziałam, co mnie czeka i nie miałam pretensji o nieobecności w święta czy sylwestra. Nie męczyły mnie podejrzenia, że może to wcale nie służba odciąga go od domu. Za to dla osoby piszącej kryminały mąż policjant to prawdziwy skarb, bo na bieżąco udziela odpowiedzi i rozwiewa wątpliwości.
6. Gdzie najczęściej zapisujesz swoje myśli do książki? Na kartce, czy raczej wszystko zapisujesz elektronicznie?
Używam
tylko i wyłącznie komputera. W nim notuję każdą wyobrażoną
sobie scenę, bywa, że tylko skrótowo, jeśli akurat nie dysponuję
czasem. Ponieważ najczęściej sceny te nie pojawiają się po
kolei, początkowo tekst składa się w wielu niepowiązanych z sobą
kawałków. Stopniowo te kawałki zaczynają się łączyć i dopiero
wtedy można mówić o powieści. Dlatego moją ulubioną funkcją
jest „kopiuj-wklej”.
7. Co jeszcze ciekawego dla nas szykujesz? Ile jeszcze przewidujesz tomów z udziałem naszych bohaterów? Czy przewidujesz pewne zmiany w rolach mężczyzn? Czy w końcu ci źli będą dobrymi?
Zaczynając
przygodę ze Sprzedawcą Snów, nie planowałam kontynuować tematu.
Ale już pod koniec zarysowała mi się w myślach postać
Yellowknifera. Zobaczyłam dalsze losy Petry i Konrada, i po prostu
nie miałam wyjścia. Musiałam napisać „Cynamonowe dziewczyny”.
Potem historia się powtórzyła. Tym razem objawił mi się
Całunnik, a wraz z nim zarys fabuły kolejnej części cyklu o
wiślańskich policjantach. Właśnie skończyłam pisać tę część,
noszącą tytuł „I choćbym szedł doliną ciemną...” i
oczywiście natychmiast pojawiły się sceny do wykorzystania w
następnej części. Nazwałam ją „Co minutę jeden”. Rysuje mi
się jeszcze jeden pomysł, ale trudno przewidzieć tak odległą
przyszłość. Co
do męskich postaci i ewentualnych zmian ich ról, to owszem. W
trzeciej części jeden z mężczyzn okaże się bohaterem
pozytywnym, mimo że poprzednio nie był zbyt świetlaną postacią.
8. Jeden zabójca gorszy od drugiego. Którego najtrudniej się opisywało?
Sprzedawcę
Snów i Yellowknifera kreowałam bez większego wysiłku. Przyznam
nawet, że te fragmenty pisało mi się najłatwiej, w
przeciwieństwie do wątku miłosnego. Za to Całunnik z trzeciej
części sprawił mi nie lada kłopoty, ale też pomysł na tego
zabójcę jest najbardziej skomplikowany. Więcej powiedzieć nie
mogę, żeby nie zdradzić za dużo, mam bowiem nadzieję, że „I
choćbym szedł doliną ciemną...” spotka się z aprobatą
jakiegoś wydawnictwa. Osobiście uważam tę część za najlepszą.
9. Trzymasz czytelnika w niewiedzy do ostatniej kartki. A czy ty wiedziałaś jak potoczą się losy bohaterów? Czy kawałek po kawałeczku odkrywali przed tobą swoje tajemnice i historię życia?
Tylko
w pierwszej części byłam zaskakiwana czynami bohaterów. Biorę to
na karb braku wprawy. W kolejnych powieściach już ściślej
trzymałam się planu, pozwalając bohaterom tylko na maleńki dryf.
Z tym że dotyczy to wyłącznie ich życia osobistego. Wątek
kryminalny w każdej powieści opisany został tak, jak to zobaczyłam
w fazie wymyślania intrygi, która potem spisałam punkt po punkcie,
włącznie z datami poszczególnych zdarzeń. Tu nie było miejsca na
przypadkowość. W końcu morderstwo to poważna sprawa!
10. Kto był twoim pierwszym czytelnikiem? Jaka była jego ocena?
Mam
dwóch pierwszych czytelników. Zaprzyjaźnione z nami małżeństwo
jako pierwsze dostaje plik. Iwona kończyła polonistykę, zawodowo
także ma stale do czynienia ze słowem pisanym. Ona ocenia pod
względem literackim. Z kolei Mirek jest policjantem i jego rolą
jest ocenić, czy przedstawione zdarzenia są prawdopodobne w
polskich realiach policyjnych. Oceny były surowe, lecz uczciwe. W
przypadku pierwszej powieści nie poczekałam na ich opinię, czego
potem bardzo żałowałam. Nauczona doświadczeniem, za drugim razem
czekałam cierpliwie. Było warto. Dzięki temu „Cynamonowe
dziewczyny” zostały pozbawione pewnego rozdziału, w którym
prostą drogą zmierzałam w stronę melodramatu, zyskały także
całkiem inne zakończenie, pierwotne bowiem Mirek uznał za
kompletnie nieprawdopodobne i świadczące o całkowitym braku
wyobraźni policjantów. Teraz czytają trzecią część, a ja drżę
z niecierpliwości i ze strachu. Na wszelki wypadek poprosiłam o
łagodny wymiar kary.
Komentarze
Prześlij komentarz