Akcja powieści przenosi nas do dawnego Berlina z roku 1929. Tam mamy okazję poznać młodego detektywa Willisa Krausa. Jest żydowskiego pochodzenia, jednak nie przywiązuje do tego wielkiej wagi, gdyż całym sercem czuje się pełnym krwi obywatelem Niemiec. Pewnego dnia dokonuje szokującego odkrycia. W jednym z miejskich kanałów odnajduje worek w którym znajdował się bukiet stworzony z wygotowanych dziecięcych kości oraz Biblię z zakreślonymi na czerwono fragmentami.
Nie jest w stanie racjonalnie myśleć, całym sobą przeżywa sprawę, którą sam zobaczył na własne oczy. Jednak zostaje skutecznie od niej odsunięty na rzecz kolegi, który pławi się w ogromnej sławie. Willis pomimo, że nie brał już udziału w całym zamieszaniu nie chciał tak łatwo oddać sprawy, która mu się tak naprawdę należała. Zaczął działać na własną rękę narażając swoją karierę by dopaść okrutnego mordercę. Nie będzie to łatwe, gdyż policjantom nie zależy na schwytaniu mordercy, ale na szybkim zamknięciu sprawy, żeby uspokoić obywateli. Dlaczego? Przekonajcie się sami.
Czytałam wiele pozytywnych recenzji na temat tej powieści, więc kiedy otrzymałam szansę ją zrecenzować nie wahałam się ani chwili. Gdy w końcu trafiła w moje łapki przygotowałam się na bardzo dobrą powieść, która pochłonie mnie do reszty, zaprze dech w piersiach i nie pozwoli tak szybko się od niej oderwać. Jednak po oczekiwaniach przyszedł ogromny zawód. Nie twierdzę książka jest bardzo dobra, świetnie opisana, możemy zanurzyć się w świat dawnego Berlina, zobaczyć jej uroki, zalety, a także wady, towarzyszyć bohaterowi na każdym kroku, wraz z nim odkrywać tajemnice, zagadki, domyślać się nad tym, kto stoi za morderstwami, kto jest dzieciożercą, jednak zabrakło mi tu tego zaskoczenia, tego impetu, który przygwoździłby mnie w ziemię i nie pozwolił mi się oderwać od powieści. Jest lekka, ciekawa, ale to nie materiał na książkę, który miałby mnie zachwycić do granic możliwości. Od interesujący kryminał historyczny, który miło umilił mi czas, oderwał od szarej rzeczywistości i zapewnił ciekawą rozrywkę.
Pierwszy raz spotkałam się z twórczością Paula Grossmana i mam nadzieję, że następne, które wyjdą spod jego pióra bardziej mnie zachwycą. Nie mogę zaprzeczyć, że stworzył świat do którego z przyjemnością wkroczyłam, obserwowałam z przejęciem pełnowymiarowych bohaterów, towarzyszyłam im na każdym kroku chłonąc wszystko co dzieje się dookoła. Autor od samego początku wodzi nas za nos, kluczy między różnymi wydarzeniami, podrzuca nam mylne tropy, tak byśmy nie odgadnęli, kto tak naprawdę jest sprawcą. Intrygę, którą stworzył autor uważam do bardzo udanych, jednak, gdyby od samego początku skradł moje serce moja ocena na temat książki byłaby o wiele większa. Nie przekreślam jej bo uważam, że jest bardzo dobra, doskonale skonstruowana nie tylko pod temat historii, ale także psychiki. I pomimo, że wszystko powoli się rozbudowuje, podnosząc powoli nasze ciśnienie i zniecierpliwienie do granic możliwości, tak by zaraz wylać na naszą głowę wiadro lodowatej wody. Polecam.
Tytuł: Dzieci gnewu
Autor: Paul Grossman
Wydawnictwo: SQN
Ilość stron: 363
Ocena: 4/6
Dostałam ją w prezencie urodzinowym ale nie miałem jeszcze okazji jej przeczytać. Nadrobię to za jakiś czas, bo dopiero co skończyłam nowość Ćwirleja w podobnych klimatach i mam ochotę na coś współczesnego:)
OdpowiedzUsuń