Wywiad z Agatą Suchocką



Ze względu, że Agata obchodzi dzisiaj razem ze mną urodziny postanowiłam zrobić dla niej prezent. Dzisiaj przychodzę do was z ciekawym wywiadem fanki wampirów ;)

1. Skąd w tobie zamiłowanie do wampirów? Od zawsze ich uwielbiałaś, czy dopiero później zrodziło się do nich te uczucie?

Od zawsze, to znaczy od dziecka? ;) Na postać wampira natknęłam się pod koniec podstawówki, byłam bodajże w siódmej klasie i wybrałam się do kina na "Wywiad z Wampirem". To, co zobaczyłam, było tak inne od wszystkiego, czego doświadczyłam w życiu, że totalnie zafiksowałam się na tym filmie. Do teraz widziałam go ok 300 razy i dla mnie już zawsze będzie wyznacznikiem tego, jak powinien wyglądać wampir w kinematografii. To było jak objawienie, odkrycie jakiejś prawdy, która dla innych pozostawała niedostępną. Niedługo potem kupiłam powieść "Wampir Lestat" i to był początek mojego trwającego od tamtej chwili romansu z wampirami. Wtedy też, jak postaci wykreowane przez Anne Rice, zaczęłam zajmować się sztuką. I to wówczas narodzili się Armagnac, Lothar i Edgar, choć mieli inaczej na imię, a historia z ich udziałem była niepokojąco bliska plagiatowaniu Rice. Z lordem związana jest pewna anegdotka, a mianowicie to, iż był ochrzczony... Edwardem, na 10 lat przed powstaniem wiadomo jakiego "dzieła". Z przyczyn oczywistych musiałam zmienić mu imię, w końcu jak udowodniłabym, że moja postać powstała dziesięć lat przed tym połyskującym na słońcu niedołęgą...??

2. Napisałaś coś zupełnie innego, nie powieliłaś utartych schematów, dlatego tak bardzo mnie do twojej powieści przyciągnęło. Skąd pomysł na stworzenie takiej historii?

Powielanie sprawdzonych schematów czy kopiowanie cudzego stylu z każdego "pisarza" czyni grafomana. W moim mniemaniu to niewybaczalny grzech literacki i wstyd dla autora.

Ja nie wymyślam historii. W mojej głowie rodzą się postacie i to one odgrywają historie, ja tylko je zapisuję, jestem obserwatorem. I choć postać wampira jest w literaturze obecna od stuleci, ja starałam się użyć jej tylko jako pewnego rodzaju pretekstu do tego, by zdjąć moim postaciom kajdany ludzkich ograniczeń, a przez to zyskać większą swobodę w przemieszczaniu ich w czasie i przestrzeni. Historia moich chłopców musiała dojrzeć, stracić znamiona kopiowania ukochanej autorki, zyskać indywidualny rys. To stało się samo, po prostu dojrzałam jako pisarka, a moi bohaterowie dojrzeli wraz ze mną i opowiedzieli mi swoje dzieje.

3. Uwielbiasz rysować, a szczególnie Armagnaca. Dlaczego? Co ma takiego w sobie, że uwieczniasz go na płótnie?

Jestem w bardzo ambiwalentnym związku emocjonalnym z Armagnacem, ponieważ jest on pierwszą postacią literacką, którą stworzyłam. To właśnie on najbardziej ewoluował przez dwie dekady zamieszkiwania pokładów mojej świadomości. I on najdłużej nie miał twarzy, pewnie dlatego, iż tak naprawdę musiałaby to być moja twarz. Dopiero przypadkowe natknięcie się na zdjęcie modela i malarza Milesa Mcmillana było przełomem. Od tej pory to właśnie oblicze tego artysty służy mi za rusztowanie, na którym buduję twarz Armagnaca. To bardzo ekscytujące, po 20 latach zobaczyć kogoś, kogo usiłowało się dojrzeć i nie było w stanie. To tak, jakby nagle odzyskać wzrok. A poza tym Armagnac był (jest??) ślicznym chłopakiem, rysowanie go to czyta przyjemność!

4. Którą postać najtrudniej się kreowało i dlaczego?

Zdecydowanie lorda Huntingtona. Chociaż schemat "starca zatrzymanego w ciele młodzieńca" jest wspólny dla wielu powieści wampirycznych, wykreowanie takiej postaci jest wyzwaniem. Wielu autorów ukazuje wampiry jako istoty, które w momencie przemiany w wampira jakby zatrzymują się w rozwoju, mają problem z dostosowaniem się do zmian w otaczającym je ludzkim świecie. 

Dlaczego niby tak miałoby być? W końcu człowiek inteligentny bardzo łatwo się adaptuje, a wampirami w większości przypadków, przynajmniej u mnie, zostają jednostki wybitne. Taką właśnie postacią jest Huntington, zakochany w ludziach i sztuce, którą tworzą. Jest w nim pewne podobieństwo do Mariusa Anne Rice, jednakże mój lord wydaje się być bardziej elastyczny, bardziej ludzki, mniej posągowy. Jego historię, sięgającą czasów elżbietańskich, poznajemy w "Woła mnie ciemność", ma ona jednak wiele białych plam. Odpowiedzi na wszystkie pytania poznajemy w tomie czwartym sagi, gdzie możemy również przeczytać o pierwszym spotkaniu lorda i Lothara, który wówczas był… doczytacie sami ;)

5. Ile planujesz jeszcze części z cudownym Armagnacem, Lotharem i tajemniczym Huntingtonem, bo szczerze powiedziawszy mam straszny niedosyt i chciałabym poznać dalsze losy bohaterów.

Nie chcę spoilerować, ale "Woła mnie ciemność" kończy się tak, iż wszystko wydaje się przesądzone... Bez obaw jednak, u mnie wszystko okazuje się czym innym, niż początkowo wygląda!

W tej chwili napisane są cztery powieści i nowela. Dwie z historii dzieją się współcześnie, trzy pozostałe ukazują losy bohaterów na długo przed momentem, w którym toczy się akcja "Woła mnie ciemność", odczytana z pamiętnika Armagnaca. I choć w miarę pisania najbliższy mi stał się Lothar, to moją ukochaną częścią cyklu jest trzecia powieść, opowiadająca o Arapaggiu i początkach jego burzliwego związku z kapryśnym śpiewakiem Uccellino. Bardzo ważną rolę odgrywa w tej historii pewna charakterna, niepokorna ladacznica, która pojawia się epizodycznie już w części drugiej. Tutaj też poznajemy kilka ponętnych krwiopijczyń, które będą przewijały się przez kolejne tomy. Oczywiście, nie wykluczam kolejnych części, zostawiłam sobie wiele furtek.

6.Napisałaś nowelkę. Jest to zupełne przeciwieństwo ,,Woła mnie ciemność". Dlaczego postanowiłaś ją napisać? Co cię do tego skłoniło?

"Woła mnie ciemność" jest historią tak bardzo odległą od mojego codziennego życia, jak tylko się da: w czasie, w przestrzeni, nawet narrator jest mężczyzną. Ja akurat to lubię w literaturze, lubię eksplorować nieznane. Jednakże w dzisiejszych czasach czytelnicy, a w zasadzie czytelniczki – bo nie da się ukryć, że to właśnie kobiety czytają więcej – oczekują od powieści czegoś odwrotnego: chcą odnaleźć siebie w bohaterkach, rozpoznać swoje miasto w książce, chadzać razem z bohaterami znanymi sobie ścieżkami i zmagać się wraz z nimi z dramatami, które i im nie są obce. 

"O jeden krok za daleko" jest moją odpowiedzią na to zapotrzebowanie, ściągnięciem literatury do poziomu codzienności. Gdy jednakże zajrzymy głębiej, dostrzeżemy, że Ada nie jest przeciętną dziewczyną, ma w sobie rys antycznej, tragicznej heroiny, której udaje się uciec beznadziejnemu przeznaczeniu. Ta nowela to bajka dla dużych dziewczynek, nie na tyle nieprawdopodobna jednak, by nie mogła się wydarzyć.

7. Kiedyś chciałam nauczyć się jeździć konno, jednak nie mam do tego w ogóle odwagi. A czy ty jeździłaś konno? Lubisz je, tak samo jak główni bohaterowie nowelki?

Ja się bardzo boję koni! Siedziałam w siodle może raz w życiu chyba jeszcze w podstawówce, do tej pory mnie to wspomnienie napawa lękiem. Podjęłam postanowienie, że w końcu przełamię się i nauczę jeździć konno, chociażby po to, by założyć lotharowskie oficerki ;) Generalnie kocham zwierzęta, jednak odczuwam respekt przed istotami większymi od mojego psa ;) Podziwiam jednak majestat koni, a że mieszkam w pobliżu dwóch stadnin, mam okazję chadzać na spacery z psem w ich pobliżu, dokładnie tak, jak bohaterka noweli. To właśnie piękne tereny wokół mojego osiedla zainspirowały mnie do napisania tego opowiadania.

A pojawiająca się w książce Zuzia jest moją ukochaną sunią, z którą musiałam się pożegnać dwa lata temu… Mam nadzieję, że mimo mojego braku doświadczenia w materii jeździectwa czytelnicy obeznani z tematem będą usatysfakcjonowani sposobem, w jaki przedstawiłam Adę i jej związek z Exeltią, a także opis pokazu ujeżdżania.

8. Masz wiele twarzy. Nie to że jesteś jak pięćdziesiąt twarzy Grey'a, ale nieźle czytelnika zaskakujesz. Masz jeszcze jakieś nowe wizje względem innych gatunków, które miałyby wyjść spod twojego pióra?

Gray w literaturze jest tylko jeden, a mianowicie Dorian Gray ;)

W młodości pisałam opowiadania fantasy i jedno z nich planuję przerobić na pokaźnych rozmiarów powieść, zaczęłam już nad tym pracować. Napisałam również powieść sci–fi inspirowaną moimi ukochanymi filmami z tego gatunku: "Matrixem", "Łowcą Androidów", "Johnnym Mnemonicem" czy "Ghost in the shell". To był świetna zabawa konwencją, a z efektu jestem diablo zadowolona! Gotowa jest również "brudna" powieść obyczajowa, dla której szukam wydawcy, nie jest to jednakże łatwe, gdy historia odbiega od sprawdzonych tematów i wiele wymaga od czytelnika… 

Chciałbym również wydać opowiadania, które napisała w ciągu ostatnich piętnastu lat, to będzie jednak wymagać czasu, gdyż "spłonęły" na dysku w wyniku awarii komputera, a przepisanie ich z ocalałych rękopisów wymaga wiele czasu i cierpliwości. Priorytetem jest dla mnie jednakże wydanie całego cyklu "Daję Ci wieczność", który obecnie obejmuje cztery powieści i nowelę. 

9. Dlaczego w twoich rysunkach przewija się schemat mang i anime? Lubisz ten gatunek? 

Uwielbiam! W latach 90 tych przypadkowo obejrzałam odcinek "Czarodziejki z Księżyca" i... przepadłam! To były ciężkie czasy dla miłośników japońskiej kreski, nie było internetu, gazet, konwentów. Przegrywaliśmy sobie nawzajem niedubbingowane kasety video, a cały stos miesięcznika "Kawaii" przechowuję z pietyzmem do tej pory! Sama uczyłam się rysować w tym stylu, kopiując ulubionych rysowników. Potem zaczęłam tworzyć własne postacie, mam może setkę takich rysunków! W takim quasi-mangowym stylu powstało również wiele ilustracji do moich wampirycznych powieści. A co do anime, to odnalazłam tam mnóstwo tematów, które w Polsce były podówczas zamiatane pod dywan, jak na przykład cały nurt yaoi, czyli romansów męsko-męskich. Echa tych dawnych fascynacji można odnaleźć niemal we wszystkim, co pisałam i co piszę obecnie. Zdarza mi się też narysować coś "po japońsku" od czasu do czasu, żeby nie wyjść z wprawy.


Komentarze

Prześlij komentarz