Wywiad z przesympatyczną Iwoną Wilmowską



1. Jak rozpoczęła się pani przygoda z pisaniem? Co, lub kto skłonił panią do wydania własnej powieści?
Moja przygoda z pisaniem rozpoczęła się chyba w dość typowy sposób: po prostu zawsze bardzo lubiłam czytać i dużo czytałam. W pewnym momencie pojawiła się myśl: „A może by napisać coś własnego?”. Już jako dziecko tworzyłam własne książeczki z prostymi opowiastkami, spisywane przez mamę na maszynie i zszywane zszywaczem. A potem, jako dorosła osoba, wtedy jeszcze studentka, pewnego dnia po prostu wzięłam zeszyt, długopis, usiadłam na tarasie i zaczęłam pisać Pogromców Nudy, nie mając pojęcia, dokąd ta opowieść mnie doprowadzi. Nie miałam w głowie żadnej fabuły, tylko obraz detektywa Fidrygała. Bardzo dobrze mi się o tym pisało. Do powieści wracałam kilkukrotnie, za każdym razem trochę ją rozwijając, aż w końcu, po kilku latach i wielu długich przerwach, była gotowa. A skoro była gotowa, to oczywiście wysłałam ją do wydawnictw. Nikt mnie nie musiał do tego skłaniać. Po prostu miałam gotową opowieść, z której byłam naprawdę zadowolona, w którą wierzyłam, więc ją wysłałam. No i udało się! Książka dość szybko znalazła wydawcę. I wtedy pomyślałam, że skoro ktoś zdecydował się tę książkę wydać, to może rzeczywiście jest całkiem w porządku. A jeśli tak, to może mogłabym napisać jeszcze jedną. Nie wiem, czy gdyby ta pierwsza powieść była odrzucona, znalazłabym w sobie dość samozaparcia, by poświęcać czas na pisanie kolejnej. Mam to szczęście, że do tej pory każda moja powieść znalazła wydawcę. A każda taka pozytywna odpowiedź napędza do dalszej pracy.

2. Skąd pomysł na wytypowanie płci żeńskiej w roli detektywa? Dlaczego śledztwa w sprawie zabójstwa nie prowadziła policja?
Gdy postanowiłam, że napiszę powieść kryminalną, od razu wiedziałam, że nie będzie to typowy kryminał policyjny, bo ja po prostu nie mam zielonego pojęcia o tym, jak pracuje policja i nie mam zamiaru udawać, że jest inaczej. Nie mam też w swoim otoczeniu nikogo, kto mógłby mi w tym pomóc. Zwrócenie się z prośbą o konsultacje do obcego policjanta odpadało: nie miałam żadnej pewności, że powieść się ukaże i nie miałam śmiałości angażować kogoś w projekt, który był mocno niepewny, jeśli chodzi o efekt. Warunkiem było więc stworzenie intrygi, w której policja mogłaby grać marginalną rolę, a zagadkę można by rozwiązać za pomocą obserwacji, rozmów, łączenia ze sobą faktów z różnych źródeł, a nie zaawansowanych technik kryminalistycznych. Stąd pomysł, by śmierć, której tajemnice rozwiązują bohaterowie „Tajemnic Leokadii”, była potraktowana przez policję jako samobójstwo. W „Zanim zapomnę” mamy już konkretne zabójstwo, ale dzięki powiązaniom rodzinnym bohaterów z ofiarą znów takie pokątne śledztwo jest możliwe i realistyczne. A czemu kobieta? O kobiecie po prostu łatwiej mi pisać. Była bardzo naturalnym wyborem.


3. Czy przed przystąpieniem do lektury ,,Zanim zapomnę'' trzeba przeczytać ,,Tajemnice Leokadii'' czy raczej jej znajomość nie jest konieczna?
Nie jest konieczna. Te książki można czytać niezależnie od siebie. Wątki kryminalne są zupełnie niezależne. Choć, oczywiście, jeśli jest taka możliwość, warto czytać po kolei, bo zmiany które następują w życiu bohaterów w pierwszym tomie mają przełożenie na to, co się dzieje w drugim, ale kontynuacja dotyczy tylko wątków obyczajowych.

4. Czy łatwo pogodzić się ze stratą? I jak sobie z nią poradzić? Lepiej pielęgnować cierpienie i szykować zemstę, czy odpuścić i skupić się na teraźniejszości?
Za stratą na pewno nie jest łatwo się pogodzić. Nie umiem też dać uniwersalnej rady, jak sobie z nią poradzić. Choć jestem psychologiem, to nie terapeutą. Na pewno pielęgnowanie cierpienia nie jest dobrą drogą, ale odpuszczenie nie jest łatwe, o ile w ogóle jest możliwe. Często wiemy, że buzujące w nas uczucia są niszczące, nic dobrego nie przynoszą. Analizując racjonalnie możemy to zrozumieć. Ale to wcale nie sprawia, że one znikną, że możemy wyjąć je z serca i odłożyć na półkę. One nadal tam są i bywa, że wybuchają.

5. Jaką postać pani zdaniem najtrudniej wykreować- czarny charakter czy raczej tego dobrego?
Trudne pytanie. Myślę, że kluczowe jest to, by pamiętać, że dobro i zło w charakterystyce postaci to nie dwa odrębne worki, tylko bieguny pewnego kontinuum i tworząc postać trzeba ją gdzieś na tym kontinuum umieścić. Najciekawsze są te, które mieszczą się gdzieś pośrodku: nie są ani do końca dobre, ani do końca złe. Tworząc czarne charaktery w swoich powieściach staram się, żeby były one właśnie takie. Nie z gruntu złe, tylko po prostu ludzkie, popełniające zbrodnie, ale mające też jasną stronę, dobre uczucia.


6. Posiada pani miejsce do którego często powraca by w spokoju sobie popisać? 
Taki komfort jest zupełnie poza moim zasięgiem. Jako matka dwójki dzieci nie mam takiej opcji, ani nawet nie chcę jej mieć. Nie wyobrażam sobie zostawić rodzinę i wyjechać na jakiś czas, by sobie popisać w spokoju. Zdecydowanym priorytetem jest dla mnie rodzina. Pisanie – chętnie – ale w wolnej chwili. Zwykle więc piszę wieczorami, gdy dzieci już śpią, albo gdy mąż zabierze je w weekend na basen. Wtedy parzę sobie swoją ulubioną herbatę, siadam przy stole, przy którym na co dzień toczy się życie rodziny (jemy obiady, rysujemy, gramy w gry) i stukam w klawisze. Nawet mam swoje biurko, które kupiłam specjalnie do pisania, ale w praktyce okazało się za małe. Nie ma na nim miejsca na wszystkie moje notatki, które rozkładam wokół.

7. Jak tworzy pani powieści i bohaterów? Wszystko się dzieje w trakcie pisania, czy raczej tworzy pani plan wydarzeń i charakterystykę postaci, a dopiero później przystępuje do pisania?
To zależy. Pisząc książki dla dzieci często zaczynam od jakiejś impresji, jak było na przykład w przypadku Pogromców Nudy i piszę sobie swobodnie pozwalając, by historia sama się rozwijała. Oczywiście efektem tego bywają przestoje, gdy po prostu nie wiem, co będzie dalej, ale zwykle udaje mi się je przezwyciężyć. Sytuacja wygląda inaczej w przypadku powieści kryminalnych. Tu siadając do pisania muszę wiedzieć kto zabił i dlaczego. Ale to nie są bardzo skomplikowane plany. Zwykle są rozrysowane na jednej kartce A4. Rysuję sobie taki diagram z najważniejszymi informacjami, zależnościami między postaciami, z boczku jakaś linia czasu, żeby się nie pogubić. Jednak większość szczegółów, takich jak wygląd postaci, ich sposób mówienia, pojawia się samoistnie. Myślę, że pisanie w taki bardzo rozplanowany sposób byłoby dla mnie trudniejsze a już na pewno bardziej nudne. Gdy wchodzę w jakąś scenę, piszę jakąś postać, mam cała narrację i atmosferę, dopiero wtedy wiem, co ona powie i do czego to doprowadzi. Poza tym zawsze gdy siadam do pisania czegoś się sama dowiaduję. Często sama jestem zaskoczona, co te moje postaci wywijają.


8. Patrząc z perspektywy czasu zmieniłaby coś pani w swojej powieści? Dopisała jakieś nowe wątki? Rozbudowała bardziej fabułę, coś usunęła? Jest pani z niej zadowolona?
Nie jestem osobą która lubi rozpamiętywać przeszłość. To, co robię w danej chwili staram się zrobić jak najlepiej, a potem przerzucam się na nowy projekt. Nigdy nie zdarzyło mi się jeszcze, żebym sama z siebie sięgnęła po swoją powieść by sobie poczytać. Nie wiem, po co miałabym to robić. Przecież wiem dobrze, co tam jest. Jedynym efektem, tak jak Pani mówi, mogłaby być irytacja, że można było coś zrobić lepiej. I rzeczywiście, gdy czasem czytam fragmenty swoich książek na spotkaniach autorskich, to czasem myślę sobie, że przecież można było to napisać inaczej, zgrabniej, ciekawiej. Ale gdybym nie miała takich myśli o czymś, co napisałam powiedzmy pięć lat temu, to by nie świadczyło chyba najlepiej o moim rozwoju. Ale ze wszystkich swoich powieści jestem zadowolona.

9. Jaką swoją postać darzy pani najsilniejszym uczuciem i dlaczego?
Kolejne trudne pytanie! Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale chyba najbardziej lubię Fidrygała, głównego bohatera Pogromców Nudy. To pierwsza postać, którą stworzyłam i mam do niej szczególny sentyment. Pamiętam też swoje zaskoczenie gdy zobaczyłam ilustracje do książki i okazało się, że ilustrator narysował go dokładnie tak, jak ja widziałam go w swojej głowie! Z cyklu o Julce chyba najbardziej lubię Jagodę, lekko zwariowaną przyjaciółkę głównej bohaterki. Głównych bohaterów moich kryminałów, Agatę i Kermita, też bardzo lubię. Mam sporo frajdy z obserwowania, jak się rozwijają, jak się zachowują w kolejnych sytuacjach, w których stawia ich życie (czyli ja).


10. Ma już pani pomysł na nową opowieść? Jeśli tak mogłaby pani zdradzić rąbek tajemnicy o czym może być nowa historia?
Oczywiście, że mam! Powoli kończę trzecią część cyklu z Agatą i Kermitem. Wyprowadzą się na przedmieścia i tam pewnego dnia jeden z sąsiadów zostaje znaleziony w śniegu. Zamarzł. Pytanie, czy nikt mu w tym nie pomógł? Więcej na razie nie będą zdradzać. Luźne pomysły na czwartą część zaczynają się rysować. Poza tym piszę też przecież dla dzieci. Pod koniec roku ukaże się w formie książkowej moja powieść, którą początkowo wysyłałam dzieciom w listach: Kandela, Czarny Lew i planeta Kumpligświst. Oczywiście nie mogę się już doczekać. I mam w głowie powieść przygodową dla dzieci. Szukam czasu, żeby ją napisać. Może jak ukończę ten trzeci tom? Nie wiem. Pianie jest dla mnie frajdą i pilnuję, aby tak pozostało, nie robię więc konkretnych planów. Piszę to, na co mam w danej chwili ochotę.

Komentarze