Światło, które utraciliśmy- czemu wokół niej tyle szumu?



Rozum i serce konkurują między sobą od zawsze. Rozum nie pozwala sercu dojść do głosu, chłodno ocenia każdą sytuację, podpowiada najlepsze w życiu rozwiązanie. Serce natomiast trzepocze w piersi na widok ukochanego, rozum zostaje odepchnięty na dalszy plan, liczą się tylko emocje, motylki w brzuchu i myśl, że to miłość na zawsze. Czym należy się w życiu kierować? Co jest lepsze? A jeśli źle podejmie się decyzję? Zamiast posłuchać rozumu posłucha się serca i na odwrót? Jakie będą tego konsekwencje? I czy będziemy wtedy naprawdę szczęśliwi?
 
Przez internet przetoczyła się fala zachwytów nad książką ,,Światło, które utraciliśmy''. Gdzie nie spojrzałam pojawiały się o niej wzmianki, recenzje, masę zdjęć na Instagramie. W pewnym momencie postanowiłam sprawdzić, czy szum wokół tej lektury jest zasłużony. Zaczynając przygodę z książką nie nastawiłam się na jakieś wybitne arcydzieło i dobrze, bo powieść nie powaliła mnie na kolana, ale była to dość udana opowieść, którą przeczytałam.
 
Większość osób twierdzi, że to opowieść o utraconej miłości. Dla mnie była to historia o tęsknocie za wymarzonym związkiem, który zrodził się w głowie głównej bohaterki. O porównywaniu dwóch osób między sobą, nie dostrzeganiu codzienności tylko rozpamiętywaniu przeszłości, która na dobre się nie rozpoczęła, ciągłe pretensje, żal za utraconym nierealnym życiem, niekończące się wyrzuty. Innymi wątkami były też kariera, wysokie aspiracje, ciągłe dążenie do ideału jest ważniejsze od uczucia drugiej osoby.
 
Poznajemy Lucy i Gabe'a których losy pewnego dnia się krzyżują. Niestety nie na długo. Miłość na zawsze pękła jak bańka mydlana. Pojawia się czarna rozpacz, żal i niedowierzanie. Ciągłe powracanie do tego, co było jeszcze bardziej komplikują i tak marną sytuację. Gdy wszystko w końcu zaczyna się układać i pojawia się ktoś nowy, powraca mężczyzna, który skradł serce Lucy w całości. Pojawiają się wątpliwości, porównywanie i chęć zmiany. Co postanowi kobieta?
 
Momentami nie potrafiłam zrozumieć jej postępowania. Kręciłam głową z niedowierzaniem, gdy podejmowała takie, a nie inne decyzje. Czasami byłam zła za jej postępowanie, nie raz chciałam nią mocno potrząsnąć, by w końcu nie raniła siebie i innych. Jednak przed przystąpieniem do napisania tej recenzji natrafiłam na ciekawy cytat: ,,Jeśli się pozna smak prawdziwej miłości, człowiek nie jest w stanie odpychać się produktami zastępczymi. Choćby nawet doznał tego szczerego uczucia tylko przez chwilę, będzie do niego tęsknił i całe życie go szukał'' i wtedy spojrzałam na główną bohaterkę bardziej przychylnym okiem. To ruszyło moje serducho i lekturę zaczęłam oceniać pod innym kątem.
 
Plusem lektury jest sposób przedstawienia narracji. Pierwszy raz spotkałam się z tak przedstawioną historią. Czułam się jakby Lucy siedziała na wprost mnie i opowiadała o swoim życiu, przeżyciach, emocjach przy gorącej herbacie. I chyba ten fakt zatrzymywał mnie w miejscu i nakazywał czytanie. Książkę mogę polecić innym. Jest lekka, skłania do refleksji, do zastanowienia się nad tym, co jest w życiu najważniejsze, na co warto zwracać uwagę i nie tylko. Lektura znajdzie wielu miłośników.

Tytuł: Światło, które utraciliśmy
Autor: Jill Santopolo
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 350
Ocena: 4,5/6

Komentarze