Powód napisania książki o ludziach bezdomnych zrodził się dość spontanicznie. Dwa lata temu, przygotowując materiał prasowy o bezdomności w Polsce, zaczęłam poszukiwania literatury na ten temat. Dużo informacji znalazłam w internecie, ale kiedy wybrałam się do Biblioteki Narodowej, nagle okazało się, że książek, opisujących problem bezdomności, jest w nadmiarze, ale wszystkie one mają charakter naukowy. Były to przede wszystkim publikacje osób, które na ten temat pisały swoje prace licencjackie, magisterskie lub doktorskie; wiele było też artykułów z zakresu psychologii. Naukowe stwierdzenia o przyczynach i podłożach bezdomności, muszę szczerze przyznać, nie bardzo mnie interesowały. Chciałam przeczytać rozmowy z tymi ludźmi, chciałam poznać ich osobiście, spytać, co takiego się stało w ich życiu, że zaczęli pić alkohol, dlaczego pewnego dnia uderzyli swoją żonę, dlaczego zaczęli kraść samochody, dlaczego zostali zwolnieni z pracy, co czuli, kiedy swoją ukochaną kobietę zobaczyli w ramionach innego mężczyzny i wreszcie dlaczego się poddali i nie zawalczyli o swoją godność…? Tego mi brakowało na rynku wydawniczym i postanowiłam, że sama zapełnię tę lukę. Wyzwanie było ogromne. Bo książka ma formę reportażu. Zawiera rozmowy z bezdomnymi z dużych jak i małych miast. Są bezdomni z Warszawy, Poznania, Wrocławia, ale także na przykład ze Świebodzina, Sulechowa pod Zieloną Górą czy 22- tysięcznego Lubania, leżącego zaledwie 30 km od granicy polsko- niemieckiej.
2. Która historia wywołała w tobie najwięcej emocji?
Wszystkie rozmowy były dla mnie szczególne. Każda była odmienna, każda wiązała się z inną życiową tragedią. Myślę jednak, że szczególnie traumatycznym dla mnie przeżyciem były spotkania z bezdomnymi kobietami. Bezdomność kobiet ma niewiele wspólnego z tą męską. Panie tracą dach nad głową głównie z powodu przemocy domowej, tego, że były gwałcone, poniżane przez swoich partnerów. A kiedy im się znudziły były po prostu wyrzucane z mieszkania (do którego zazwyczaj nie miały prawa własności) jak rzecz, która właśnie się zepsuła i jest nikomu niepotrzebna. Mówiąc to, od razu przypomina się Dominika, bezdomna z Warszawy. Spotkałam ją w centrum miasta, niedaleko Dworca Centralnego. I kiedy, prawie na początku naszej rozmowy, prosi mnie, abyśmy poszły do sklepu i żebym „coś” jej kupiła, wpadam w lekką panikę. Od razu przychodzi mi do głowy, „że pewnie chce się napić i będzie mnie prosić o kupno piw albo jakiegoś wina”. Patrzę jednak na jej drobne ciało, na delikatną twarz i ulegam. Idziemy do tego sklepu. Dominika wchodzi pierwsza. Biorę koszyk i idę za nią. Ku mojemu zdziwieniu mijamy półki z piwem, konserwami, czipsami i nabiałem. Kobieta sięga po bochenek chleba i bez pytania wrzuca go do koszyka, który trzymam w ręce. Mijamy kolejne regały. Tym razem bierze dwie paczki najtańszych podpasek i małą paczkę chusteczek nawilżających. Odwraca się do mnie.
– Proszę ciebie o te rzeczy. Zapłacisz za mnie? Ja nie mam ani złotówki – wyjaśnia. Bez wahania podchodzę do kasy i płacę za produkty wybrane przez Dominikę. Kilka minut później idziemy Alejami Jerozolimskimi. Zatrzymujemy się koło wejścia do hostelu Coco.– Wejdźmy w tę bramę, tam można na chwilę usiąść.
Zgadzam się.
– Masz papierosa? – pyta po chwili kobieta.
Nie – odpowiadam. – Nie palę.
– Tylko taki mam nałóg. Czasem napiję się browarka, wiadomo, ale wszystko jest pod kontrolą. Co tak patrzysz? A... już wiem! – uśmiecha się. – Zdziwiona jesteś, że potrzebowałam podpasek?
Byłam zdziwiona, bo jakkolwiek to teraz zabrzmi, zobaczyłam w Dominice nie bezdomną, ale normalną, zwykłą kobietę. I kiedy tak siedzimy i na nią patrzę, mówię:
- Nie spodziewałam się, że właśnie o to mnie poprosisz.
A ona odpowiada: - Mam właśnie okres. Mogę tobie pokazać, co mam teraz w majtkach.
- Nie trzeba...
–To ci powiem.- kontynuuje- Ścierkę, którą znalazłam na śmietniku. Bo nie mam za co kupić podpasek czy tamponów. Nie zarabiam, a jak już wpadnie trochę groszy, to wszystko idzie na jedzenie. Życie na ulicy jest trudne, wiadomo, ale nie wiesz, jak źle potrafi się czuć kobieta, która śpi na ławce w parku albo gdzieś pod sklepem i ma całe nogawki spodni zakrwawione? To jest gorsze od tego, jakby ktoś wymierzył mi policzek na środku chodnika i nazwał „kurwą”. Mam tylko te ubrania, które mam na sobie. Jak ściągnę spodnie, to zostanę w okrwawionych majtkach.
- Rozumiem, że nie starcza ci na kupno środków higieny?- pytam.
– Zawsze wtedy muszę wybrać: albo jem przez dwa dni, albo kupię podpaski. Wybieram jednak jedzenie.
Dominikę zapamiętałam najbardziej.
3. Czy ta opowieść budzi wiele kontrowersji? Jak ludzie odbierają lekturę?
Na pewno jest przejmująca. Uważam też, że trochę otwiera nam, ludziom, którzy nie są bezdomni i nigdy tego nie doświadczyli, oczy na pewne sprawy. Czytając rozmowy, które znalazły się w książce, wiele osób uświadamia sobie, że nic w życiu nie jest białe albo czarne. Że nikogo nie można oceniać przez swój własny system wartości, że nikogo nie można przekreślać i że bezdomność to nie tylko smród od kloszarda, który właśnie jedzie z nami tramwajem albo miejskim autobusem, a my z niecierpliwością liczymy przystanki i czekamy, żeby stamtąd, jak najszybciej, uciec ani też spuchnięta twarz, czerwone poliki czy rozbity nos. To są skutki bezdomności. Książka ma natomiast pokazać jej przyczyny, ale w takim „ludzkim” aspekcie, który nie jest naszpikowany naukowymi teoriami. Nie twierdzę, że te teorie nic nie wnoszą albo że są złe lub byle jakie. Tak nie jest, ale są często chłodną kalkulacją, pewnym zestawieniem, podsumowaniem. W tym wszystkim brakuje po prostu człowieka, jego emocji.
Na pewno jest przejmująca. Uważam też, że trochę otwiera nam, ludziom, którzy nie są bezdomni i nigdy tego nie doświadczyli, oczy na pewne sprawy. Czytając rozmowy, które znalazły się w książce, wiele osób uświadamia sobie, że nic w życiu nie jest białe albo czarne. Że nikogo nie można oceniać przez swój własny system wartości, że nikogo nie można przekreślać i że bezdomność to nie tylko smród od kloszarda, który właśnie jedzie z nami tramwajem albo miejskim autobusem, a my z niecierpliwością liczymy przystanki i czekamy, żeby stamtąd, jak najszybciej, uciec ani też spuchnięta twarz, czerwone poliki czy rozbity nos. To są skutki bezdomności. Książka ma natomiast pokazać jej przyczyny, ale w takim „ludzkim” aspekcie, który nie jest naszpikowany naukowymi teoriami. Nie twierdzę, że te teorie nic nie wnoszą albo że są złe lub byle jakie. Tak nie jest, ale są często chłodną kalkulacją, pewnym zestawieniem, podsumowaniem. W tym wszystkim brakuje po prostu człowieka, jego emocji.
4. Czy posiadasz jakiekolwiek kontakt z osobami, które opowiedziały ci swoje historie?
Byłoby nieprawdą, gdybym powiedziała, że mam kontakt ze wszystkimi. Niestety, ale tak nie jest. Często widuję się z Jurkiem z Warszawy, którego prawie zawsze można spotkać w okolicach dworca. Rozmawiamy. On zawsze pyta, co u mnie, jak się czuję itp. Zawsze podrzucam mu coś do jedzenia, a on wtedy powtarza, „że zawsze wierzył, że dobro wraca i się nie pomylił”. Poza tym miesiąc temu spotkałam Dominikę. Przebywa w noclegowni dla kobiet, chce wreszcie stanąć na nogi. Wierzę, że jej się uda i trzymam za nią kciuki (…). Mam kontakt z placówką, która znajduje się w Świebodzinie. Noclegownia jest wyjątkowa, bo pokazuje, że pomagać warto i że jeżeli czegoś bardzo się chce, to można.
5. Ludzie widzą bezdomnych jako osoby, które są brudne, śmierdzące, nie chcą pracować. A ty kogo widzisz?
Widzę przede wszystkim... ludzi. Samotnych, zagubionych, którym z pewnych względów „podwinęła się noga”. Ludzi, którzy nie potrafią poradzić sobie z własnym życiem, z własnymi doświadczeniami i uzależnieniami. Dźwigają bardzo ciężki bagaż, który im uwiera. Z jednej strony chcieliby się jego pozbyć, ale z drugiej strony boją się, że jeżeli go stracą, to co się z nimi stanie? Bezdomność wciąga. Odrywa od normalności i nie pozwala zachować jasność umysłu. Większość z osób bezdomnych to dobrzy ludzie. Wrażliwi, ale słabi psychicznie. Patrząc na bezdomnego, który leży na ławce i cuchnie moczem, alkoholem, wymiocinami zastanawiam się, co się takiego wydarzyło, że jest teraz takim, a nie innym człowiekiem… Nie oceniam nikogo, bo zdaję sobie sprawę z tego- choć zabrzmi to trochę bufoniasto- że żeby kogoś szufladkować, trzeba zacząć od patrzenia w lustro. I tyle. To prawda, że wiele osób bezdomnych nie chce pracować. Ale nie dlatego, że im się nie chce, tylko dlatego, że nie czują motywacji. „Po co mam iść do pracy?- zapytał mnie jeden z bezdomnych z Poznania.- Dla mnie życie się skończyło. Jestem jak zwierz”- mówi, a potem płacze. Płacze i zapija łzy piwem albo najtańszym „jabolem”.
6. Jako jedyna znalazłaś odwagę, by zwrócić się do osób o których społeczeństwo zapomniało, odstawiło na boczny tor. Jak się z tym czujesz? Czy da się cokolwiek zmienić w postrzeganiu ludzi na bezdomnych?
Może nie jestem jedyna, która miała taką odwagę, by to zrobić, ale z pewnością należę – mówiąc mało skromnie- do niewielu osób, które podjęły takie wyzwanie. I jestem z tego dumna, bo te wszystkie spotkania z bezdomnymi zmieniły mnie troszeczkę, wyczuliły na pewne sprawy, których wcześniej albo nie dostrzegałam, albo lekceważyłam. Pytasz, czy da się cokolwiek zmienić w postrzeganiu bezdomnych? Hm… To trudne pytanie, bo jednak my jako społeczeństwo bardzo często oceniamy kogoś poprzez pryzmat stereotypów i pewnych szablonowych wzorców (…).
Poprzez kontakt z Czytelnikami wiem jednak, że pomału nasze myślenie się zmienia, że więcej zadajemy pytań niż słuchamy odpowiedzi. Mam nadzieję, że ci, którzy przeczytają książkę, kiedy będą mijać bezdomnego na ulicy, chociaż przez sekundę pomyślą, kim jest ten człowiek, jak ma na imię, dlaczego tak pije, co mu potrzeba… Mając kilka kanapek w plecaku, dajmy jedną bezdomnemu, nawet jeśli będziemy od niego czuć alkohol.
Widzę przede wszystkim... ludzi. Samotnych, zagubionych, którym z pewnych względów „podwinęła się noga”. Ludzi, którzy nie potrafią poradzić sobie z własnym życiem, z własnymi doświadczeniami i uzależnieniami. Dźwigają bardzo ciężki bagaż, który im uwiera. Z jednej strony chcieliby się jego pozbyć, ale z drugiej strony boją się, że jeżeli go stracą, to co się z nimi stanie? Bezdomność wciąga. Odrywa od normalności i nie pozwala zachować jasność umysłu. Większość z osób bezdomnych to dobrzy ludzie. Wrażliwi, ale słabi psychicznie. Patrząc na bezdomnego, który leży na ławce i cuchnie moczem, alkoholem, wymiocinami zastanawiam się, co się takiego wydarzyło, że jest teraz takim, a nie innym człowiekiem… Nie oceniam nikogo, bo zdaję sobie sprawę z tego- choć zabrzmi to trochę bufoniasto- że żeby kogoś szufladkować, trzeba zacząć od patrzenia w lustro. I tyle. To prawda, że wiele osób bezdomnych nie chce pracować. Ale nie dlatego, że im się nie chce, tylko dlatego, że nie czują motywacji. „Po co mam iść do pracy?- zapytał mnie jeden z bezdomnych z Poznania.- Dla mnie życie się skończyło. Jestem jak zwierz”- mówi, a potem płacze. Płacze i zapija łzy piwem albo najtańszym „jabolem”.
6. Jako jedyna znalazłaś odwagę, by zwrócić się do osób o których społeczeństwo zapomniało, odstawiło na boczny tor. Jak się z tym czujesz? Czy da się cokolwiek zmienić w postrzeganiu ludzi na bezdomnych?
Może nie jestem jedyna, która miała taką odwagę, by to zrobić, ale z pewnością należę – mówiąc mało skromnie- do niewielu osób, które podjęły takie wyzwanie. I jestem z tego dumna, bo te wszystkie spotkania z bezdomnymi zmieniły mnie troszeczkę, wyczuliły na pewne sprawy, których wcześniej albo nie dostrzegałam, albo lekceważyłam. Pytasz, czy da się cokolwiek zmienić w postrzeganiu bezdomnych? Hm… To trudne pytanie, bo jednak my jako społeczeństwo bardzo często oceniamy kogoś poprzez pryzmat stereotypów i pewnych szablonowych wzorców (…).
Poprzez kontakt z Czytelnikami wiem jednak, że pomału nasze myślenie się zmienia, że więcej zadajemy pytań niż słuchamy odpowiedzi. Mam nadzieję, że ci, którzy przeczytają książkę, kiedy będą mijać bezdomnego na ulicy, chociaż przez sekundę pomyślą, kim jest ten człowiek, jak ma na imię, dlaczego tak pije, co mu potrzeba… Mając kilka kanapek w plecaku, dajmy jedną bezdomnemu, nawet jeśli będziemy od niego czuć alkohol.
7. O czym teraz chciałabyś napisać książkę?
Myślę, że reportaż ma szczególną moc, więc chciałabym, aby było to właśnie coś prawdziwego, a nie fikcja literacka. Jest tak wiele tematów do opisania, a czasu, jak na wagę złota. No i „jest później niż się wydaje”, prawda? (uśmiech).
Ewelina Rubinstein- dziennikarka, pisarka, autorka takich tytułów jak: „Nina, prawdziwa historia”, „Jerozolima. Miasto Boga” oraz „Niczyj. Prawdziwe oblicza bezdomności”. Jej teksty publikowane były/są również na łamach wielu lokalnych gazet, a także tych ogólnopolskich. Obecnie autorka współpracuje z Tygodnikiem Telewizji Polskiej.
Mieszka w Polsce oraz Izraelu. Z wykształcenia jest prawnikiem.
Wywiad bardzo fajny. Gratulację. Książki jeszcze nie czytałam, ale interesuję się taką tematyką, więc jeszcze dzisiaj ją zamówię. Historia tej bezdomnej o tej podpasce była wstrząsająca....
OdpowiedzUsuńOj tak bardzo
UsuńBardzo chciałabym przeczytać tę książkę, kiedyś nawet miała do mnie dotrzeć od autorki, ale nie dotarła niestety.
OdpowiedzUsuńDroga Pani Agnieszko! Jak to książka do Pani nie dotarła? Jakim cudem? Oj, no musimy natychmiast naprawić nasz/mój błąd.Może przeoczyłam lub zapomniałam po prostu o Pani za co- już teraz przepraszam! Proszę o kontakt na priv za pośrednictwem mojego autorskiego profilu na Fb. Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń