Requiem króla róż oraz Tokyo Ghoul- pierwszy raz mangi na blogu



Drodzy klubowicze! Moja ekscytacja mangą rozpoczęła się jeszcze w liceum. Znajoma zaszczepiła we mnie ogromną fascynację tym własnie gatunkiem. Było to dla mnie coś nowego, coś z czym wcześniej nie miałam styczności i dlatego garnęłam do tego z mieszaniną ciekawości i niepewności. Przygodę zaczęłam od Kuroshitsuji później od Zakochany Tyran, Chobits i jeszcze kilku tytułów, których nie jestem w stanie sobie teraz przypomnieć. Później gdy nasze drogi się rozeszły, manga nie trafiała już w moje ręce i o niej zapomniałam. Wszystko na nowo się odrodziło, gdy Yatta.pl otworzyła swoją siedzibę w Katowicach. No i zaczęła się moja pasja kolekcjonerska. Ten gatunek na nowo zawitał do mojego serca i na pewno nie rozstanę się z nim na długo.


Pierwszymi moimi zdobyczami były Requiem króla róż oraz Tokyo Ghoul. Jedną zakupiłam sobie sama, drugą otrzymałam na urodziny. Obie zaciekawiły mnie swoją oryginalnością i pomysłowością. Idealnie wstrzeliły się w moje ulubione klimaty, gusta przez co zapragnęłam zapoznać się z kolejnymi częściami. Za dużo niestety na razie nie mogę o nich opowiedzieć. Nie mam zarysu całości na czym się skupiają, o co w nich chodzi.

Requiem króla róż opowiada o walce między dwoma angielskimi rodami: Yorków i Lancasterów. Każdy z nich chce zdobyć średniowieczny tron. Walka nie skończy się póki jeden z nich nie osiągnie zwycięstwa nie bacząc na liczne straty. Pomiędzy tym wszystkim w centrum uwagi znajduje się trzeci syn Yorków- Ryszard, który wprowadzi wiele zamieszania. On skrywa pewną tajemnicę, mroczny sekret mrożący krew w żyłach. Powiem tak na początku nie potrafiłam przebrnąć przez opowieść. Jest przedstawiona z dwóch perspektyw, co jest jej plusem, bo mamy wgląd w oba rody i możemy dzięki temu bliżej ich poznać, ale przez to, że przeskakiwałam z jednego miejsca do drugiego, nie potrafiłam się wczuć w opowieść.

Dopiero z czasem zaczęłam dostrzegać jej potencjał i na dobre zostałam wciągnięta w rozgrywające się wydarzenia. Akcja ciągle brnie do przodu, więc nie ma czasu na nudę, a fabuła zachęca do tego, by sięgnąć po kolejne tomy i dowiedzieć się, co wydarzy się dalej. Jeśli chodzi o kreskę autora zachwyciła mnie swoją delikatnością, że poprzez nie autorka potrafiła wyrazić wiele emocji, które nawet we mnie wywołały ogromne poruszenie. Postacie zostały ciekawie przedstawione, nie wydają się sztuczne, bezbarwne, ale są żywe, prawdziwe i z przyjemnością obserwowałam rozgrywające się między nimi wydarzenia. Dialogi są przejrzyste, zrozumiałe, dzięki czemu opowieści chłonie się w mgnieniu oka. Już się nie mogę doczekać, aż kolejny tom trafi w moje ręce i będę mogła zapoznać się z kontynuacją.



Co do Tokyo Ghoul wybrał mi ją mój ukochany na urodziny. Wcześniej miałam tylko styczność z romansami, a tutaj oprócz niewyjaśnionych morderstw pojawiają się jeszcze straszne demony- ghule- które zjadają ludzi. Dla mnie bomba! Coś zupełnie innego, akcja, krew i gęsia skórka. To jest to, kiedy potrzebuje mocnych i silnych wrażeń. Na krótki moment oderwania od szarej rzeczywistości, a to właśnie otrzymałam w tej części. Od razu zostałam wciągnięta w ten niesamowity świat, który został opanowany przez mrożące krew w żyłach istoty. Opowieść opowiada o tajemniczych morderstwach, które przerażają mieszkańców Tokio. Niby wiadomo, kto za tym wszystkim stoi, jednak nikt nie wie jak oprawcy wyglądają i kim tak naprawdę są. Jednak to spada na drugi plan, a kluczową rolę zaczyna odgrywać młody chłopak- Kena Kaneki. Przeciętny, nie wyróżniający się z tłumu, miłośnik książek. Pewnego dnia jego życie się zmienia, gdy na jego drodze staje piękna dziewczyna Rize Kamishiro. Mają podobne pasje, zainteresowania, podobną grupę krwi. Są dla siebie stworzeni. Kiedy zaprasza dziewczynę na randkę, nie wie, że wpada w pułapkę ghula, który pragnie go zasmakować.

Z bijącym sercem obserwowałam wszystkie wydarzenia, przeżywałam je w różnoraki sposób, zagryzałam zęby, gdy dochodziło do scen walki, drżałam z niepokoju o życie głównego bohatera, któremu kibicowałam z całego serca, by jakoś sobie poradził w nowo zaistniałej sytuacji. Akcja nie biegnie tak szybko jak w Requiem. Tutaj jest ona dozowana. Są momenty gdy ciśnienie podnoszone jest do granic możliwości, a później przychodzi czas na chwilę oddechu i uspokojenia buzujących emocji. Opowieść jest bardzo ciekawa i tak strasznie wciągająca, że po skończeniu pierwszego tomu ma się ogromną ochotę, by sięgnąć po kontynuację i dowiedzieć się co będzie dalej. Jeśli chodzi o kreskę tego autora jest bardzo wyrazista, przemyślana, mocna, która doskonale oddaje to, co dzieje się w historii. Tutaj dokładniej skupiałam się na tym i z przyjemnością chłonęłam wszystkie doznania jakie przekazywał autor. Dialogi również wspaniale współgrają, są intrygujące, i bardzo ciekawe, dzięki czemu w świecie tej właśnie mangi chce się wciąż i wciąż przebywać.

Podsumowując obie mangi mnie na swój sposób zachwyciły i na pewno zapoznam się z ich kontynuacjami, bo naprawdę warto. Myślę, że każdy znajdzie w nich coś dla siebie. Tajemnice, grozę, krew, walkę, miłość, może nawet przyjaźń, ale tego na pewno dowiem się w kolejnych częściach z czego się bardzo cieszę.

Komentarze