Żyjesz sobie spokojnie, czekasz na ukochanego faceta, który wyjechał zarabiać na waszą przyszłość, napawasz się przestrzenią i tym, że nic nie musisz robić. Żyć nie umierać. Potem czekasz dzień, miesiąc, a po miłości twojego życia ani widu, ani słychu, mimo obietnic rychłego powrotu. Złościsz się, bluzgasz, przed twoimi oczami rysują się same czarne scenariusze: a może tam kogoś ma? Może mu już nie wystarczam? Pusty, ogromny dom, który dawał ci wcześniej tyle radości, sprawia, że teraz nie potrafisz sobie w nim znaleźć miejsca. Na dodatek twoja przyjaciółka postanawia ci sprezentować kota, byś nie czuła się taka samotna. W międzyczasie starasz się znaleźć pracę, by nie siedzieć na czterech literach, ale ci to nie wychodzi. W końcu postanawiasz wydostać się z życiowego marazmu i przeprowadzasz do Irlandii, by tam znaleźć swój własny cel. Nie wiesz jednak, że los postanowił ci zgotować niezły maraton pomyłek, przeszkód, z których nieraz wyjdziesz poturbowana, ze złamanym sercem.
Marta na drugie imię powinna mieć chaos, pech, katastrofa lub kłopoty. Ile to się w jej życiu dzieje, że głowa mała. Autorka nieźle ją przeczołgała, na jej drodze postawiła tyle min, że gdy pojawiała się chwila spokoju, byłam pewna, iż niebawem coś wyskoczy, jak Filip z konopi, by na nowo namieszać w rzeczywistości bohaterki. I nie myliłam się. Przekomiczne sytuacje, ogromny dystans do siebie i niebywała siła walki do tego, by być szczęśliwym, nie poddawać się, gdy kolejny raz powinie się noga (a tu trzeba przyznać, działo się to na każdym kroku) i ciepło, które bije z książki, sprawiło, że wyśmienicie bawiłam się przy lekturze. Kibicowałam Marcie w dążeniu do celu, złościłam na okrutny los, który nie ułatwiał jej w drodze, którą sobie obrała. Płakałam, gdy kolejny raz dostawała mocno pstryczkiem w nos i cieszyłam, kiedy osiągała własne sukcesy.
Autorka ukazuje przemianę bohaterki, jej długą drogę do tego, by zrozumiała, co w życiu powinno być najważniejsze i żeby dostrzegać to, co się ma na wyciągnięcie ręki, bo gdy będzie za późno, można długo żałować, że zaprzepaściło się ogromną szansę na coś bardzo pięknego. To lekka, przyjemna lektura, przy której można zapomnieć o troskach, zmartwieniach, odprężyć i dojrzeć to, że w życiu może wiele się wydarzyć, nieraz możemy zostać mocno poturbowani przez trudy codzienności, jednak trzeba iść przez świat z podniesioną głową i wiarą, że po burzy zawsze wzejdzie słońce. Nieraz trzeba długo na to poczekać, wiele wycierpieć, wylać morze łez, ale ostatecznie otrzymamy coś pięknego, co wywoła szeroki uśmiech na twarzy i ciepło w sercu. Gorąco polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz