Mocna i emocjonalna

 

Miłość ma różne twarze. Bywa piękna, pełna czułości, delikatności, ciepła. Może uskrzydlać, dodawać sił, sprawiać, że świat nabiera blasku i rozmaitych kolorów. Potrafi leczyć rany, dodawać pewności siebie. Jest jak promień słońca przebijający się przez gęste chmury jak szept nadziei wśród ciszy zwątpienia. Ale miłość ma też drugą stronę̨ - mroczną, której nikt nie chciałby spotkać na swojej drodze. Bywa bolesna, rozczarowująca, może ranić, kąsać, jak zatruty cierń. Może odbierać poczucie bezpieczeństwa, budzić lęk i niepewność, powoli zabijać wiarę we własne możliwości. Czasem prowadzi na skraj obłędu, zostawiając po sobie jedynie pustą skorupę wypełnioną bólem i wszechogarniającą ciemnością.

Słowa ranią mocniej niż cios w policzek. To, co mówimy, ma ogromną moc – mogą budować, ale również łatwo niszczyć zaufanie i poczucie wartości. Rany, które nosimy wewnątrz, często są niewidoczne dla innych, zakładamy maski, aby ukryć prawdziwe emocje. Chociaż na zewnątrz wyglądamy na silnych i niewzruszonych, w środku czujemy ból, smutek czy niepokój. To one powodują, że się zmieniamy, budujemy mur wokół siebie, chroniąc przed światem i przed tym, co nas krzywdzi. Najmocniej bolą słowa i czyny tych, którzy powinni być dla nas ostoją. Którzy powinni dawać poczucie bezpieczeństwa, wspierać, kochać. Niestety nie zawsze tak jest. Zadają cios w plecy, odbierają pewność siebie, sprawiają, że czujemy się beznadziejni i nic niewarci. Wzbudzają poczucie winy, łamią wewnętrznego ducha. Sprawiają, że człowiek stopniowo gaśnie, tracąc siły, wiarę w samego siebie, innych i w sens życia. Każdy dzień staje się walką, a serce, zamiast mocniej bić, zamyka się w skorupie obojętności i bólu. Człowiek przestaje wierzyć, że zasługuje na miłość i szacunek, aż w końcu może całkowicie zatracić siebie.

Społeczeństwo często kształtuje nasze zachowania, przekonania, spojrzenie na świat. Może wspierać i dawać poczucie przynależności, ale bywa też źródłem presji, ocen, analizowania, a nawet wykluczenia. Zamiast pomagać, narzuca role, w których ciężko funkcjonować. Każe dopasowywać się do oczekiwań ogółu, indywidualność często nie jest akceptowalna. Powinniśmy podążać za tłumem, często myśleć jak oni. Gdy dochodzi do krzywdy, nagle odwracają wzrok. Wcześniej ci, co głośno krzyczeli, są ślepi na cierpienie innych. Często oprawców usprawiedliwiają, wybielają lub po prostu bagatelizują, umywając ręce.

Tak mogłabym podsumować to, co możecie odnaleźć w najnowszym dziele Weroniki Tomali. Ta opowieść daje mocno do myślenia. Wywołuje ogromny chaos w głowie i sercu. Taka prawdziwa i wciąż aktualna historia o wilkach w owczej skórze. O tym, że mimo świadomości wciąż zdarzają takie sytuacje, jak w przypadku młodziutkiej Wandy, która nie mogła liczyć na nikogo, tylko na samą siebie. O ogromnej sile walki, by nie poddać się złu, które stopniowo próbuje zniszczyć wszystkie bariery człowieka. Dajcie się porwać tej lekturze. Cieszę się, że po nią sięgnęłam. Teraz mam kolejną autorkę, która stanie się moją ulubioną.

Komentarze