Moje życie przed tobą


Każdy rodzic chce dla swojego dziecka jak najlepiej. Przez długi czas otacza parasolem bezpieczeństwa, doradza, gdy pociecha nie widzi rozwiązania z danej sytuacji, wspiera, przegania demony spod łóżka i kocha bez żadnych granic. Przychodzi jednak taki etap, gdy pisklę w końcu chce wylecieć z gniazda, spróbować swoich sił bez pomocy najbliższych, poczuć na własnej skórze porażki i sukcesy. Zdrowa relacja pomiędzy rodzicem a dzieckiem na to pozwala. Pociecha zostaje puszczona w świat, by mogła poznać uroki rzeczywistości. Wie jednak, że niezależnie od tego, co się wydarzy, może liczyć na wsparcie, kopniaka motywującego od najbliższych, gdy poczuje, że nie daje rady, a problemy przerastają jego możliwości. Zła relacja, mimo zdrowych chęci i przeświadczenia, że robi się dobrze, przysparza dziecku wiele ograniczeń, poczucia smutku, że podopieczni nie rozumieją, gdy chce się podążać własną ścieżką. To, że nie dopuszczają do głosu innego zdania, tylko patrzą na swoje racje, bo są przekonani, że dziecko nie zna się na życiu, a oni wiedzą, co będzie dla nich najlepsze. 

Powieść zabiera nas do świata Leny, która wyswobodziła się z rodzicielskich macek, ku niezadowoleniu najbliższych. Mimo że ich drogi na kilka tygodni mają się rozminąć, rodzice nie chcą ustąpić, obwiniając i bocząc się na dziewczynę, bo zechciała podjąć zupełnie inne plany od tych, które oni zamierzali dla niej zrealizować. Choć niełatwe relacje z rodzicami i chłodne z nimi pożegnanie, nie odbierają jej szczęścia i z radością patrzy w przyszłość. Nie wie jednak, że jej oczekiwania szybko prysną, jak bańka mydlana, a pod chwilą impulsu i zranionych uczuć znajdzie się w nieodpowiednim czasie i miejscu. Te wydarzenia zmienią jej życie nie do poznania i będzie musiała na nowo siebie odnaleźć. We mgle, która przysłoniła jej wszystko, co dla niej znane i kochane.  

Później nasza uwaga skupia się na postaci Marcina. Na mężczyźnie, który wiele przeszedł w swoim życiu. Zmaga się z ciężką chorobą, która stale mu o sobie przypomina. Nie potrafi się cieszyć, z tego co ma. Wciąż dostrzega w sobie mankamenty i ułomności. Nie dopuszcza nikogo do siebie, bo wie, że będzie tylko dla kogoś niechcianym ciężarem. Jest skryty, gburowaty, szorstki, nieufny względem otoczenia. Woli przebywać w swojej samotni, odcięty od otoczenia, który za każdym razem ze współczuciem, lub odrazą spogląda w jego stronę. 

Malwina to ciepła, kochana kobieta, która ma dobrą rękę do kwiatów, przepysznych wypieków. Widzi świat w jasnych barwach, jednak coraz bardziej doskwiera jej samotność. Jej wnukiem jest Marcin. Obserwuje, jak powoli gaśnie w nim radość życia, jak miota się w szczelnej bańce, którą się otoczył, by uciec przed całym światem. Chciałaby mu pomóc, otworzyć na otaczającą rzeczywistość, by na jego twarzy zamiast grymasu bólu, obojętności i złości, pojawił się uśmiech. 

Pewnego dnia losy tych trojga postaci zostaną przecięte. Każdy z nich znajdzie się na innym etapie życia i będą musieli nauczyć się razem funkcjonować w rzeczywistości, w której będą się znajdować, co nie będzie łatwe. 

Są takie książki, które potrafią dotknąć najczulszych strun mej duszy, zawładnąć sercem i umysłem. Sprawić, że staje się czynnym obserwatorem wydarzeń, jakie dzieją się w powieści. Obrazy rysują się przed oczami, w oddali słychać rozmowy, do płuc wdziera się zapach wypieków pani Malwiny, a o nogi ocierają się wierne, kochane psy. Powieść oczarowała mnie magią, piękną miłością, trudami życia i sposobami, by się z nich pozbierać. Gdy raz zagłębiłam się w historię postaci, nie mogłam się od nich oderwać do samego końca. Zachwycili mnie autentycznością, szczerością, pochłaniając kolejne linijki tekstu, wyobrażałam sobie, że żyją gdzieś naprawdę. Zmagają się z różnymi przeciwnościami losu, często wychodząc z nich poturbowani, bardziej okaleczeni, nieraz smutni, a czasem szczęśliwi spoglądając na życie z radością i ufnością, że jeszcze będzie dobrze. Ta historia jest jak nasza codzienność. Nieprzewidywalna, zaskakująca, często przynosząca dobre, jak i zarazem smutne wieści. Nieraz mocno zaskoczy, zbulwersuje, sprawi, że będziemy psioczyć na niesprawiedliwość losu, czerpać radość z małych rzeczy i dostrzegać plusy, gdy świat sprzymierzy się przeciwko nam. 

Lektura nikogo nie ocenia. Ukazuje piękno, jak i nasze słabości. Uświadamia, że powinniśmy kierować się tym, co osoba ma w sobie, jakim jest człowiekiem i akceptować takim, jakim się jest. Bo nikt nie jest czarny ani biały. Nosimy w sobie różne odcienie szarości, gdy coś nie idzie po naszej myśli, złościmy się, psioczymy, mamy ochotę wszystkim rzucić, a gdy pojawia się światełko w tunelu, uśmiech nie schodzi nam z twarzy. Nie jesteśmy idealni i dyskryminowanie osób, które wyróżniają się od innych, jest bardzo przykre. Każdy z nas ma uczucia i każdy z nas chce być kochany, akceptowany za to, że jest. 

Urzekła mnie również ogromna miłość Justyny i Vincenta do Marcina. Że zawsze walczyli o niego, jego dobro i szczęście. Że nie poddawali się nigdy, nawet wtedy gdy słyszeli wiele gorzkich słów. Taka rodzina to ogromny skarb, niesamowita siła, by móc stanąć na nogi, gdy nie widzi się już rozwiązania. Z takimi osobami można góry przenosić i wiele osiągnąć. 

Dajcie się porwać pięknej powieści. Pozwólcie Marcinowi, Malwinie i Lenie opowiedzieć o sobie. Ich historia zawładnie waszym światem na wiele godzin, a gdy dobrniecie do końca, będziecie chcieli poznać dalsze ich losy, bo jak to w życiu: niczego nie można być pewnym i nieraz może nas zaskoczyć, czy to pozytywnie, czy negatywnie. Gorąco polecam! 

Komentarze

  1. Nie znam autorki, ale przeczytałam już tyle zachęcających recenzji, że się nie oprę i z czasem na pewno przeczytam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz